Nasz blog
Zajmujemy się tematami związanymi z dyskryminacją mężczyzn w Polsce.

Czy mężczyźni i kobiety w Polsce są tak samo traktowani?
Wpis dodany w dniu: 07 Listopada 2020 o godzinie 20:50
Mało kto w pierwszej chwili wspomni o dyskryminacji mężczyzn, tymczasem wbrew pozorom zjawisko takie nie tylko istnieje i daje o sobie znać, ale zaczyna ostatnio znacznie przybierać na sile.
Mizoandryzm - samiec twój wróg
Jeszcze parę lat temu o dyskryminacji mężczyzn nie mówiło się
praktycznie nic, a jeśli już, to tylko jako o wyjątkach mających
potwierdzać regułę, według której to "samce" są - zwłaszcza w oczach
wojujących feministek - odpowiedzialne za całe zło tego świata.
Tymczasem to, że kobiety tak mocno, ostro i, co tu ukrywać, skutecznie
od lat walczyły o swoją pełną emancypację, doprowadziło do tego, że
świat uległ głębokiej przebudowie i przewartościowaniu (w co najmniej
kilku sferach wcale nie na lepsze).
Zaczyna przybywać sytuacji, w
których to płeć teoretycznie silniejsza staje się ofiarą programowego
już w zasadzie prześladowania. Po latach upokorzeń sytuacja odwraca się i
to niegdyś prześladowane panie zaczynają nadawać ton życiu społecznemu.
Gdzieniegdzie niestety robią wszystko, by zdeprecjonować rolę mężczyzn w
społeczeństwie i udowodnić, że są dziećmi gorszego boga. W ostatnich
latach stało się to bardzo widoczne, a w niektórych kobietach tkwi tak
mocno, że nie odmawiają sobie żadnej okazji, by wyrazić to publicznie,
nawet, jeśli są w pewnym sensie autorytetami, chociażby ze względu na
pracę w mediach, zwłaszcza w TV.
Ofiary samobójstw
Przykładów pokazujących realną dyskryminację mężczyzn w rzekomo
patriarchalnej Polsce można znaleźć zadziwiająco dużo, niektóre z nich
są naprawdę drastyczne. Już sama kultura, która wymaga od facetów
zdecydowanie więcej wysiłku - choćby w kwestii obowiązków wobec rodziny
czy nadzwyczajnej wytrzymałości psychicznej, tłumienia uczuć, ukrywania
nastrojów i nieokazywania złego samopoczucia, zbiera swoje – w sensie
dosłownym - krwawe żniwo. Mężczyźni w Polsce są tak obciążeni
psychicznie, że popełniają znacznie więcej samobójstw niż kobiety,
podejmują także nieporównanie więcej prób samobójczych. Czy naprawdę tak
zachowują się nieskrępowani dominatorzy?
By przekonać się, jak
bardzo "uprzywilejowani" są w naszym kraju faceci, wystarczy rzut oka na
inne statystyki, na przykład te dotyczące bezdomności. Szybko okaże
się, że nie ma tam równouprawnienia. Mężczyźni stanowią też zdecydowaną
większość ofiar przestępstw. Oczywiście, ktoś mógłby rzec, że są
bardziej agresywni, podatni na popadnięcie w spiralę przemocy, którą
zresztą zadają im inni mężczyźni a nie kobiety. Faceci łatwiej się też
angażują w konflikty, chyba nie ma zresztą kobiecych gangów, stąd
proporcje są jakie są, jednak moim zdaniem nie tłumaczy to aż tak
drastycznych różnic między płciami w tym zakresie.
Dyskryminacja mężczyzn w sądach rodzinnych
Nie brakuje też przykładów znacznie bardziej prozaicznych - które nie
dotyczą delikatnej i intymnej sfery uczuć czy psychiki, a jednocześnie
równie niszczących. Trwająca od wielu lat feministyczna rewolucja, a w
wielu przypadkach nagonka na mężczyzn, przyczyniła się do wykształcenia
patologicznych obyczajów obejmujących coraz to nowe sfery życia. Taką
patologią jest bez wątpienia znana z sądów praktyka, mająca wśród
prawników nawet swoją nazwę "metody na bitą żonę". Polega ona na
składaniu przez kobiety w sądach zeznań fałszywie obciążających
mężczyzn, a mających na celu orzeczenie winy przy rozwodzie i dzięki
temu korzystny podział majątku lub zapewnienie sobie wyłącznej opieki
nad dziećmi. Często zdarza się, że prawnicy sami proponują przyjęcie
takiej nieetycznej drogi postępowania. W takiej sytuacji facet nie ma
właściwie pola manewru. Sfeminizowane sądy zazwyczaj dają wiarę takim
zeznaniom, trudno sobie bowiem wyobrazić (nawet jeśli sąd ma dobre
chęci), że ktoś będzie zmyślał tak cynicznie. Tymczasem to się dzieje, a
przyjmowanie tego a priori za oczywistość zdecydowanie dyskryminuje
facetów
Takim, pokutującym od lat, szkodliwym obyczajem kwitnącym
w polskim wymiarze sprawiedliwości jest też nagminna praktyka
przyznawania praw rodzicielskich wyłącznie matkom, nawet w sytuacji, gdy
zupełnie na to nie zasługują lub po prostu zupełnie się do tego się nie
nadają. Jawnie dyskryminujący stereotyp jest prosty: kobieta będzie
lepszym rodzicem, bo jest kobietą, dlatego sąd, często nawet nie
zagłębiając się wnikliwie w sprawę przyjmuje i podziela w pełni optykę
matki i bez należytego rozważenia wszelkich za i przeciw przyznaje
dzieci właśnie jej. W efekcie zdarzyły się przypadki powierzenia opieki
nad małym potomstwem zupełnie nieodpowiedzialnym narkomankom czy
alkoholiczkom, gdyż w opinii "wymiaru sprawiedliwości" było to i tak
lepsze, niż pozwolenie się wykazać kochającemu ojcu.
Nawet jeśli
jakimś cudem (tylko w około 1/3 tego typu spraw opieka nad dziećmi
przyznawana jest obojgu rodzicom) mężczyzna uzyska prawo do opieki nad
własnym synem czy córką, to jego problemy zazwyczaj się dopiero
zaczynają, gdyż sądy notorycznie przymykają oko na matki utrudniające
ojcom kontakt z dziećmi nawet wtedy, gdy wcześniejsze postanowienia nie
budzą wątpliwości.
Fałszywe gwałty
Zdarza się też, że prawo niejako wymusza "atak" na mężczyznę. Znane
są przypadki fałszywych oskarżeń o gwałt, w których na przykład po
przygodnym seksie za obopólną zgodą kobieta zachodziła w ciążę i by
uzyskać zgodę na aborcję, oskarżała mężczyznę o napaść seksualną (co w
świetle polskich przepisów jest przesłanką do legalnego przerwania
ciąży).
W ogóle w przypadku oskarżeń o gwałt wiele z tych zdarzeń
jest naprawdę mocno wątpliwych. Jak zresztą pokazała popularna jeszcze
nie dawno akcja MeeToo, niektóre z tych przypadków - np. przypominanie
sobie o "tym" po 40 latach, okazały się bardzo naciągane, momentami
wręcz śmieszne. Podobne sytuacje zdarzają się zresztą na całym świecie i
to na najwyższych szczeblach. Znana jest choćby zupełnie świeża
historia sędziego Sądu Najwyższego USA, który jeszcze jako kandydat
został oskarżony przez kobietę o gwałt i molestowanie seksualne. W
mediach rozpętała się histeryczna nagonka bez sprawdzania jakichkolwiek
faktów, atakowano zarówno samego sędziego (przypisując mu niestworzone
wręcz rzeczy oraz rzekome słabości charakteru) jak i jego rodzinę.
Sprawa skończyła się tym, że atakująca kobieta okazała się bojowo
nastawioną feministką, która w końcu przyznała się, że sprawę zmyśliła
"dla dobra kraju", a sędziego po prostu nie lubi za jego... nieskrywany
konserwatyzm obyczajowy.
Takie przypadki można mnożyć, a dzieje
się tak dlatego, że przez minione 50 lat kobiety wywalczyły sobie
pozycję ofiar, z którymi właściwie nie ma dyskusji. Już samo poddawanie
ich wersji wydarzeń w wątpliwość, zamiast bezwzględnego brania przez
mężczyzn win na siebie, jest odbierane jako przemoc.
Prześladowany facet? Nikt w to nie uwierzy...
Z drugiej strony całkowicie lekceważy się męskie ofiary gwałtów. W
przestrzeni publicznej temat ten nie tylko nie istnieje, ale jest wręcz
uznawany za niedorzeczny. Gdy ktoś próbuje mówić o tym, że współcześni
mężczyźni stają się obiektem prześladowania seksualnego ze strony
kobiet, spotyka się albo z niedowierzaniem, albo nawet drwiną. Tymczasem
my mężczyźni najlepiej wiemy, że dzisiejsze wyemancypowane i wolne
kobiety nie zachowują się tak jak dawniej. To już nie są niewinne
białogłowy, które oczekują na swojego księcia. Dziś paniom nie brakuje
inicjatywy, werwy także w strefach kulturowo zarezerwowanych wcześniej
dla mężczyzn. I w tym równouprawnieniu nie ma oczywiście nic złego, pod
warunkiem, że zaczniemy dostrzegać i piętnować towarzyszące mu negatywne
zjawiska, choćby właśnie takie, jak wymuszenia czy agresja o podłożu
seksualnym ze strony pań.
Zjawiskiem prawie zupełnie
niedostrzeganym jest przemoc domowa wobec mężczyzn. W odróżnieniu od tej
"męskiej" przemocy nie ogranicza się ona jednak do demonstracji siły,
ale polega na stałej i niszczącej destrukcji moralno-psychologicznej.
Kobiety (choć i takie przypadki też się oczywiście zdarzają) może nie
mają aż tyle siły fizycznej, ale z pewnością potrafią ranić i zadawać
bardzo precyzyjne, niszczące ciosy psychiczne. Dramat polega na tym, że
większość ludzi nie uważa ich za równoważne przemocy fizycznej, przez co
mężczyźni stoją tu na z góry przegranej pozycji. Tymczasem jak
drastyczny wpływ ma na mężczyzn taki nienamacalny rodzaj domowej
przemocy, pokazują statystyki wspomnianych tu wcześniej samobójstw, w
których jedną z najsmutniejszych pozycji są te, których przyczyną były
np. nieporozumienia w związkach.
Równouprawnienie tak, przesada nie
Chyba nikt nie ma wątpliwości, że mężczyźni i kobiety zasługują na
to, by mieć równe prawa i obowiązki. Niestety we współczesnym świecie
wiele środowisk, zwłaszcza tych, których działalność społeczna niesie
ogromny ładunek ideologiczny oraz emocjonalny, zdaje się nie tyle
walczyć o równouprawnienie, co o "ukaranie" mężczyzn za ich prawdziwe, a
często też i zmyślone wielowiekowe grzechy. W efekcie zamiast o powrót
do normalności, walczymy w narzuconej nam wojnie o przywileje, wojnie, w
której - jak pokazuje praktyka - dozwolone są chwyty zdecydowanie
poniżej pasa.
Dobrym przykładem jest tu zjawisko poprawności
politycznej, które w zamierzeniu miało wyeliminować z przestrzeni
publicznej język nienawiści i pogardy (niezależny od płci), a stało się
pałką, która blokuje wszystkich tych, którzy nie zgadzają się z
określonym światopoglądem. Nie sadzę by był to dobry kierunek zmian,
zwłaszcza, że w jego efekcie pojawiają się potworki typu
"równouprawnienie, czyli 60% miejsc dla kobiet". Choć brzmi to jak
science-fiction, podobna oferta pojawiła się jako "szansa dla pań" na
jednej z wyższych uczelni na Mazowszu kilka lat temu. Zdecydowanie nie
tędy droga.